poniedziałek, 19 marca 2012

Nie chce do nieba. Jestem w raju - krabi




















































Dzisiejsza podróż miała być ciężka, bilety kupione praktycznie w ciemno za ponad tysiąc złotych za co dostałem jedna kartkę podpisana przez nie wiem kogo. Okazuje się ze ten kraj nie ma biurokracji i wszystko odbywa się dużo prościej niż u nas w Europie. O 6,50 rano przyjechał po nas bus pod sam dom skąd pojechaliśmy na przystań. Czekamy, czekamy i ukazuje się piękna biała wielka motorówki, łódź czy nie wiem jak to nazwać bynajmniej nigdy takich nie widziałem. Czas w jakim przeplynelismy na kolejna wyspę to 50 minut a juz w porcie czekał podstawy piękny autokar. Klima na full i można jechać. Myśleliśmy ze podróż będzie długa i meczaca ale było inaczej. Jakieś dwie może trzy godziny jazdy i kazano nam wyjść na miejsce skąd odejdzie kolejny autobus. Czekaliśmy około godziny, a w tym czasie bardzo sympatyczna pani wyjaśniła nam wszystko chyba po raz pierwszy po angielsku, zadzwoniła do hotelu aby ktoś po nas wyjechał. Podróż na miejsce zajęła kolejne 4 godziny znaczy na kolejne miejsce gdzie czekaliśmy na kogoś kto nas odbierze. Wszyscy nasi rówieśnicy z Niemiec, USA, Rosji pojechali starym brzydkim samochodem na pace a nam kazano czekać. Po chwili przyjechał kierowca, oczywiście szofer musi być. Zaprosił nas do ładnego terenowego auta( fura, skóra,komóra) i prosto pod hotel. Na pierwszy rzut oka budynek ma około 20 lat ale pięknie wykończony w slonie, dużo metalowych elementów. Dostaliśmy kolejne bilety w hotelu na samolot który będzie juz za 4 dni na grand prix Malezji czyli przygoda życia jakich nikt nie widział. Wiecej o hołdu. Dostaliśmy klucz a pan zaprowadził nas prosto do pokoju. Oglądamy i nie możemy uwierzyć. Lodówka,klima, własna łazienka,wiatrak i wszystko co można sobie wyobrazić. Hotel tym razem znajduje się trochę dalej od morza bo jakieś 400metrow ale co tam... Idziemy nad morze a ja nie mogę uwierzyć. Prosto z morza ogromne góry, pionowe skały, piasek krystaliczny, dosłownie idealnie biały bez skazy. Pierwsze co robię to koszulka do góry i do wody....okazuje się ze 31 stopni woda w poprzednim miejscu to była zimna....tu nie da się nawet schlodzic. Dosłownie jak z kranu w Polsce....tu nie ma ciepłej wody bo po co :D Pełno muszli mniejszych większych. Ludzie pływają i wyciągają cuda z wody. W końcu manadzieje ze jesteśmy miedzy ludźmi i może jakaś impreza... Jak mi się juz chce tańczyć... Zmieniam wiarę...nie chce iść do nieba ja juz jestem w raju.....:) Jutro leże na plazy a kolejny dzień mamy zaplanowany i z tego co mi wiadomo mamy kolejna plaże która do okoła otaczają wysokie góry. Nie można tak jak kółkiem dojść a jedyna droga jest Łódź. Takie małe krypy juz czekają aby nas tam zabrać a wieczorem odebrać. To juz 25 dzień wakacji i powoli dobiegają końca. Mam nadzieje ze juz niedługo bedą kolejne.. Nie tak ciepłe i nie tak wskaniale ale damy radę :) obiecuje :) Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz